piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 10 ,,Czasami rozmowa jest lekiem na wszystko"

Charlie
Po kilku godzinach musieliśmy wrócić do ,,jaskini" dyrektora jednak tym razem z rodzicami.
- A więc co się stało? - spytał mój ojciec
- Zarówno Katie jak i Charlie uciekli ze szkoły w czasie lekcji. Z tego co widzę w dzienniku mają sporo takich ucieczek.
Tato spojrzał na mnie gniewnie zaciskając zęby. Wiedziałem, że to się źle skończy.
- Charlie, od kiedy to trwa? - przerwał grobową ciszę
- Co trwa?
- No te twoje ucieczki!
- Nie wiem, nie liczyłem.
- Zabawne... - burknął - ja ci nie policze ile dostaniesz kar za te ucieczki!
- Uciekłem by pomóc koledze. Kiedy w końcu to zrozumiecie?
- Nie interesują mnie twoi koledzy. Marsz do domu!
To prawda. Miałem tylko tatę. Był bardzo surowy jednak nie byłem przez niego bity. Moja mama zmarła, gdyż kilka lat temu została potrącona przez pijanego kierowcę. Bardzo za nią tęsknię i chciałbym aby tu ze mną była.

Katie
Zostałam tylko ja, moja mama i dyrektor.
- Proszę pana, ja jej te nieobecności usprawiedliwię pod jednym warunkiem. - stwierdziła po czym dodała - Nie będziesz więcej uciekać?
- Nie będę, obiecuję.
- To dobrze, że się rozumiemy. - uśmiechnął się sarkastycznie - Dziękuję za przybycie
- Ja również dziękuję, do widzenia. - oznajmiła mama
- Niech pani jeszcze chwile zostanie, ale sama.
- Rozumiem, Katie wyjdź na chwilę ja zaraz do ciebie przyjdę.
A więc została z nim sam na sam. Byłam po prostu pewna, że chodzi mu o to zdjęcie. Co za podły kretyn!

***

Po kilku minutach rodzicielka wyszła z gabinetu mając groźny wyraz twarzy.
- Zawiodłam się na tobie. - powiedziała po czym zostawiła mnie zupełnie samą siedzącą na ławce obok gabinetu dyrektora.
Nie była już zła. Była smutna, ponieważ darzyła swoją małą, grzeczną i posłuszna Katie wielkim zaufaniem. Wiem, że teraz nie będzie chciała wysłuchać moich wyjaśnień i pewnie nie zamieni ze mną słowa przez kilka dni. Tato tym bardziej. Mu lepiej wogóle o tym nie mówić.

Charlie
Zamknęłem się w swoim pokoju i zacząłem płakać. Zacząłem płakać jak za dzieciaka! Dlaczego życie musi być takie trudne?

Katie
Wróciłam do domu. Tato nie podniósł głowy zza gazety, a mama nie oderwała się od gotowania obiadu. Zachowywali się jakby ich córka nie weszła teraz do domu i nie czekała na jakiekolwiek słowo.
Zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na wieszak , zaś buty odstawiłam na półkę.
Wskoczyłam na łóżko i napisałam SMSa do Leondre.

Jest źle. Bardzo źle.

Szybko dostałam odpowiedź.

Co się dzieje?  Ty i Charlie dziwnie się zachowujecie.

Nie zdążyłam mu odpisać. Do pokoju weszła mama.
- Nie chcę byś zadawała się z Leondre.
- To nie jest tak jak myślisz mamo!
- Ten chłopak namieszał ci w głowie i zabrał moją małą Katie. - powiedziała ze łzami w oczach
- Mamo nie płacz. - przytuliłam ją - usiądźmy i wyjaśnijmy wszystko
Rodzicielka skinęła głową i usiadła obok mnie.
- Ja nie palę. To był papieros Leo. Ma poważne problemy i tylko nikotyna oraz alkohol pozwalają mu zapomnieć o brutalnej rzeczywistości. Jego ojciec go zostawił. Żyje z matką, która nie potrafi mu pomóc. W szkole jest prześladowany. Z przedmiotów ma wiele zagrożeń, raz nawet nie zdał dlatego jest w 2 klasie. Jeśli chodzi o zdjęcie, które zapewne pokazał ci dyrektor to nie tak jak myślisz. Jest to uchwycony moment gdy zabieram Leo papierosa. Mamo ja po prostu chcę mu pomóc. On mnie potrzebuje. - powiedziałam wszystko co mi leżało na sercu
- Ja... przepraszam. Nie wiedziałam. Tak mi przykro, że cię oskarżałam o takie rzeczy. - mama złapała mnie za dłoń - jeśli chcesz możesz zapraszać do nas Leondre i pomóc mu w nauce.
- Dziękuję mamo! Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie ty...

I mamy następny rozdział :D Mam nadzieję, że jest w miarę dłuższy niż poprzednie. A tak po za tym to właśnie zaczęłam ferie i myślę, że rozdziały będą pojawiać się częściej ;)

wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział 9 ,,Wizyta u dyrektora"

Charlie
- Usiądźcie sobie. - oznajmił dyrektor wskazując na 2 krzesła naprzeciwko jego biurka
Wykonaliśmy polecenie i zaczęliśmy rozmowę.
- Dlaczego wyszliście ze szkoły? - spytał
- Musieliśmy pomóc koledze. - odrzekłem
- Kolega jak potrzebuje pomocy niech zadzwoni do rodziców. Uczeń nie ma prawa wychodzić sam ze szkoły. A jeśli by coś się stało?
- No dobrze, przepraszamy...
- Niestety będę musiał zadzwonić do waszych rodziców.
- Nie! Niech pan tego nie robi! - krzyknęła Katie
- Ty moja droga, już sobie dużo nagrabiłaś.

Katie
- O czym pan mówi? - spytałam
- Widziałem ciebie trzymającą w ręku papierosa. Uważasz to za odpowiednie zachowanie?
- To nie tak jak pan myśli!
Dyrektor musiał mnie zobaczyć wtedy gdy zabrałam Leo papierosa. Pomyślał, że to ja pale. Ja nie pale i nie popieram tego. Tylko jak mu to powiedzieć? Nie mogę wkopać Leondre.
- A jak jest pani Clark?
- Nie wiem jak to panu wytłumaczyć.
- Bo tu nie ma co tłumaczyć. Widziałem to na własne oczy. Nawet zrobiłem zdjęcie.
Wyciągnął telefon z kieszeni i pokazał mi fotografię, na której było widać jak trzymam w ręce fajkę.
- Nie może mi pan robić zdjęć! Nie wyraziłam na to zgody!
- Ależ mogę. Wykorzystam to jako dowód a potem usunę.
- Musi pan w tej chwili to usunąć! - wtrącił się Charlie
Dyrektor usunął zdjęcie, lecz kątem oka dostrzegłam jak skopiował zdjęcie do schowka. Nie chciałam jednak dalej drążyć kłótni.
- Dobrze, możemy już iść? - spytałam
- Idźcie, ale później i tak przyjdziecie tu z rodzicami.
Co za wredny facet - pomyślałam

Każdy kto przeczytał zostawia po sobie ślad :D
Spokojnie, spokojnie obiecuje, że zacznę pisać dłuższe rozdziały XD

piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział 8 ,,Chcę żabkę!"

Katie
Byłam przerażona! Wydawało mi się, że w miarę dobrze znałam Leondre i nie zrobiłby nam takiego stracha.
Pierwsze miejsce jakie narzuciło nam się na myśl to nasza miejscówka. Udałam się tam razem z Charliem zaczynając szczegółowe poszukiwania.
- Ja przeszukam ten pas pod mostem, a ty szukaj w miejscach niedaleko mostu. - powiedział Lenehan
- Charlie! Nie trzeba nic szukać, tam siedzi! - wskazałam palcem na postać chłopaka siedzącego nad brzegiem rzeki
Podbiegliśmy do niego.
- Czyś ty zwariował?! Miałeś zostać w domu! A po za tym wyrzuć tego papierosa. - zaczął Lenehan
- Ejj luz, nic mi nie jest. - chłopak zachowywał się dziwnie. Jakby był pod wpływem narkotyków.
- Leo, brałeś coś?! - spytałam poważnie
- Coś ty! Nie jestem taki głupi! - stwierdził śmiejąc się
- Zabierzmy go do domu, Charlie. W takim stanie nic się od niego nie dowiemy.
Chłopak pokiwał głową na tak i oplótł rękę Devriesa wokół swojej szyi.
Zaprowadziliśmy chłopaka do jego domu i posadziliśmy na krześle. Patrzyliśmy się z Charliem na siebie nawzajem wzrokiem ,,Co teraz?"
Leondre zaczął gadać o tym jak to łapał żaby nad rzeką. Dodał jeszcze, że chce taką w domu jako zwierzątko.
Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Charlie popatrzył się na mnie groźnie, lecz i on po chwili zaczął się śmiać.
- Co w tym śmiesznego? Żabki są takie słodkie!
- Chodź chłopie się położyć. Jak powrócisz do normalności to daj znać. - oznajmił Charls
- Ale ja jestem normalny. - Leo wypowiedział ostatnie zdanie zanim poszedł spać
Nie wróciliśmy do szkoły. Cały czas czuwaliśmy przy Leondre niczym mąż ciężarnej żony w szpitalu.
Kiedy już się obudził, spytał:
- Co wy tu robicie?
- Żądamy wyjaśnień. - spojrzeliśmy na niego gniewnie
- Jakich wyjaśnień?
- Jak to? Nie pamiętasz już?
- Nic a nic.
- Pozwól, że ci wyjaśnię. Mama pozwoliła ci zostać w domu i nie iść do szkoły, ponieważ źle się czułeś a ty co zrobiłeś? Poszłeś pod most i nawaliłeś się czegoś. Zacząłeś gadać o żabach i śpiewać jakieś biesiady.
- Naprawdę? - chłopak śmiał się sam z siebie
- Leo, ty masz 15 lat a bierzesz narkotyki. Proszę przestań! To nie jest przyjemnie patrzeć na ciebie w takim stanie! - nakrzyczałam na niego pełna smutku
- Przepraszam. - Leondre wstał i mnie uścisnął. Był to naprawdę szczery uścisk. I nie ukrywam, że zajebiście przytulał.
- Nie rób tak więcej. - wyszlochałam dalej go tuląc
- Dobra kochasie, musimy wracać do szkoły. - przerwał nam Charlie a ja i Leo zaczęliśmy się śmiać.
Oczywiście posłuchałam go i razem z nim wróciłam na lekcje, zostawiając Devriesa samego w domu.
Przekraczając próg szkoły musieliśmy natchnąć się na panią dyrektor.
- O kurde. - szepnął Charlie
- Lenehan, Clark zapraszam do mojego gabinetu!

piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział 5 ,,Sprawiedliwość"

Katie
Po szkole udałam się do naszej miejscówki, gdzie czekał Alan i cała ekipa. Ku mojemu zdziwieniu brakowało Leo.
- Gdzie jest Leo? - spytałam
- Nie przyszedł jeszcze. - odpowiedział mi Mark
Jednak niedługo potem na linii horyzontu ujrzałam Leondre. Wyglądał jakby kulał i wcale się nie myliłam.
Rzuciłam wszystko i pobiegłam w stronę chłopaka.
- Josh? - bardzo dobrze znałam odpowiedź, ten zboczony drań czerpał przyjemność z znęcania się nad słabszymi
- Tak. - powiedział Devries
Pomogłam mu więc dostać się do miejscówki i kazałam położyć się w naszej ceglanej budowli.
Zostałam z nim sam na sam.
- Dziękuję Katt. - chłopak chwycił mój nadgarstek, a na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
- N... nie masz za co

Leo
- Mam za co. - Katie była taka urocza gdy się rumieniła i nieśmiało uśmiechała. Niech ten uśmiech już zawsze zostanie, powiedziałem sam do siebie.
Dziewczyna dała mi na czoło zimny okład i kazała nie ruszać się stąd póki nie poczuję się lepiej.

Katie
Nie mogę w to uwierzyć, że jeszcze pół godziny temu Josh do mnie zarywał a teraz po raz kolejny pobił Leondre. Co za idiota. Byłam gotowa wygarnąć mu to w twarz. Tu i teraz.
- Katie, uspokój się. - stwierdził Alan karząc mi usiąść
- Jak mam się uspokoić?! Co ten biedny Leo mu zrobił... Powinna dosięgnąć go sprawiedliwość!
- Ty jej nie będziesz wymierzać. - wtrącił się Mark
- Bedę robić co mi się podoba a wam nic do tego.
- Zrozum, że to dla twojego bezpieczeństwa. To jest sprawa między Joshem a Leo. Kiedyś dosięgnie go ręka sprawiedliwości.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.

~*~
Moi drodzy czytelnicy!
Dziękuję Wam za prawie 700 wyświetleń :) Chcielibyście by opowiadanie było również na Wattpadzie?

czwartek, 14 stycznia 2016

Rozdział 4 ,,Szkolne problemy"

Leo
Wiem, że to głupie, ale przy Katie czuję się inaczej. Ona nie jest taka jak inni. Dalej jednak nie mogę uwierzyć, że najpopularniejsza dziewczyna w szkole zadaje się z takim bezwartościowym człowiekiem jak ja.
- Nie martw się. Wszystko się ułoży. - mówiła dalej trzymając mnie w swoich ramionach
- Patrzcie! Czy to nie Katie? Zadaje się z tym śmieciem? - usłyszałem głosy. Zrobiło mi się naprawdę przykro.
Chciałem płakać. Nie miałem zamiaru wyjść jednak na mięczaka gorszego niż jestem. Nie odzywając się opuściłem ramiona dziewczyny. Z niezręcznej chwili wyrwał mnie dzwonek na lekcje biologii. Zachowując jednak resztki godności najpierw odprowadziłem Katt pod klasę, w której miała lekcje.
- Zobaczymy się tam gdzie zawsze? - powiedziała, mając na myśli oczywiście miejscówkę pod mostem
- Jasne - posłałem jej uśmiech i udałem się na lekcję biologii
- Devries! Chcesz mieć zachowanie nieodpowiednie? Mogę ci to zapewnić! - Była zła, że się spóźniłem. Nie tolerowała spóźnień.
- Nie chcę, proszę pani.
- To siadaj i przeczytaj nam dzisiejszy temat w podręczniku.
- Która strona?
- 72 - usłyszałem szepty
Przeczytałem więc to co miałem i usiadłem prosto udając wzorowego ucznia.
- To, że masz jedną 5 za czytanie nie znaczy, że dostaniesz dopuszczającą na półrocze.
Nic już nie zdoła mnie uratować. Dawno straciłem nadzieję, że kiedykolwiek poprawię wszystkie zagrożenia więc ta informacja nie była dla mnie nowością.

Katie
Siedziałam na lekcji polskiego nerwowo stukając paznokciami o ławkę. Miałam dość wiecznie wpatrującego się we mnie Josha, który wzdychał na mój widok.
- Odwróć się w końcu! - krzyknęłam na całą klasę co poskutkowało tym, że pani wzięła mnie do tablicy.
Stałam jak słup czekając na jakąkolwiek podpowiedź moich koleżanek. Niestety one również nie znały odpowiedzi.
- Wiesz jak rozwiązać to zadanie, Clark?
- Nie wiem.
- Siadaj, jedynka.
Czy każdy nauczyciel musi tu być taki wredny? Widocznie musi.
Nie mogłam się skupić na lekcji. Myślałam o problemach Leo. W tak młodym wieku jest niesamowicie wyniszczony. Przed nim nie ma żadnej przyszłości. Okłamuję nie tylko go, ale też siebie mówiąc, że wszystko się ułoży.

~*~
Mamy następny rozdział! :) Niestety jak widać rozdziały są krótkie, ponieważ cały styczeń mam sprawdziany... Ale już od lutego będę się starać pisać jak najdłuższe. Nie ukrywam, że przekonały mnie do tego wyświetlenia, których jest już pół tysiąca. Dziękuję <333

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rozdział 3 ,,Ludzie mnie nie rozumieją. Ja nie chcę pomocy!"

Leo
Gdy wszyscy się rozeszli po raz kolejny zostałem sam. Przyzwyczaiłem się do tego. Całe życie muszę sobie radzić sam.
  Nie miałem jakoś ochoty wracać do domu. Spojrzałem na godzinę w telefonie - wskazywała 19:30. Nie miałem nawet już sił żeby nauczyć się jutro do poprawy z biologii. Przesunęłem dłonią po moich włosach i spojrzałem na piękny widok świecących lamp odbijających się w rzece. Czułem się naprawdę wyluzowany. Lubiłem ciche i spokojne miejsca.
Następnego dnia...
- A więc jutro jedziemy na wycieczkę. Ktoś jeszcze chciałby dołączyć? Może Leo? - wychowawczyni zwróciła się w moją stronę
- Nie. - odpowiedziałem stanowczo i schowałem głowę zakrywając się rękoma
- Leondre, proszę byś został po lekcji. Muszę z tobą porozmawiać. Niepokoi mnie twoje zachowanie.
Nic nie odpowiedziałem. Tak czy siak ta rozmowa w końcu musiała nastać.
  Po skończonej lekcji zostałem z panią Parkson sam na sam w sali.
- Leo, masz jakieś problemy? - spytała chcąc mi pomóc
- Nie. Wszystko w porządku.
- A powiedz mi, czy masz jakiegoś przyjaciela?
- Nie.
- Rozumiem. Skąd te siniaki na rękach?
- Przewróciłem się w domu jak ściągnąłem karton z wysokiej szafki.
- Leo, nie takie historie słyszałam. Coś się dzieje i ja się dowiem co. Chcę ci po prostu pomóc.
- Nie chcę niczyjej pomocy.
- Niestety w takim wypadku twoje zdanie nie ma znaczenia. Ktoś cię prześladuje?
- To moja sprawa.
- Daj sobie pomóc.
- Powiedziałem, nie chcę pomocy! - wziąłem plecak i wybiegłem z klasy prosto na szkolne podwórko. Usiadłem na ławce i zacząłem rozmyślać nad swoim życiem. W pewnym momencie podeszła do mnie Katie.

Katie
- Coś się stało? - spytałam wyraźnie przygnębionego chłopaka
- Dużo się stało, Katie
- Wszystko się ułoży. Musisz mieć nadzieję.
***
Cause I'm hopeful, yes I am
Hopeful for today
Take this music and use it
Let it take you away
And be hopeful, hopeful
And He'll make a way
I know it ain't easy but that's okay
Just be hopeful
***
- Ale ja wiem jak jest.
- Nie bądź tak nastawiony do życia.
- Jeśli życie daje mi w kość to jaki mam być? Szczęśliwy?
- Nie. Musisz podchodzić do życia pozytywnie.
- Taa, kolejny raz nie zdam do 3 klasy, wpadłem w nałóg, jestem prześladowany i jeszcze mam być pozytywnie nastawiony do życia.
- Nie kłóć się ze mną.
- Przepraszam, ponosi mnie.
W tamtej chwili go przytuliłam. Po prostu go przytuliłam. Zauważyłam jak kąciki jego ust uniosły się. Chłopak poczuł się kochany i doceniony. Tego mu brakowało.


piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział 1 ,,Dżungla nazywana szkołą"

- Już czas. - powiedziała moja mama budząc mnie do dżungli, w której trzeba przetrwać potocznie nazywanej szkołą
- Już wstaję. - podniosłem się z łóżka i udałem do kuchni gdzie zrobiłem sobie kanapki z szynką
Bardzo niechętnie budziłem się rano. To nie była wina szkoły, tylko pewnych osób, które do niej uczęszczają. Oni zniszczyli mi obraz piękna nauki i przemienili w prawdziwe piekło.
- Mamo ja nie chcę tam znów iść. Czemu nie mogę się przenieść?
- Leo, dobrze wiesz, że to najlepsza szkoła w mieście.
- I chodząc do niej muszę płacić własnym życiem?
- Nie mów tak...
- No, ale mamo! Otwórz oczy! Taka jest prawda.
Mama doskonale zdawała sobie z tego sprawę co się dzieje w szkole. Zabroniłem jej jednak iść do nauczycielki. Josh napewno by mnie wtedy załatwił.
- Musisz się im przeciwstawić. - oznajmiła
- No, ale jak?! Ich jest kilka. Ja jestem sam. Oni są więksi i silniejsi.
- Ja ci mówiłam już, idź do nauczyciela.
- Nikt mnie już tu nie rozumie. Nawet ty.
Odłożyłem niedokończoną kanapkę i wyszedłem do szkoły. Rozglądałem się dookoła patrząc czy przypadkiem nie idzie za mną Josh. Nic jednak na to nie wskazywało.
   Przechodząc przez ciemną dróżkę spotkałem na niej swoich prześladowców.
- No co Leosiu, jak tam życie? - Josh śmiał mi się w twarz a w między czasie jeden z jego ekipy zabrał mi plecak i opróżnił jego zawartość.
- Gdzie są pieniądze mały frajerze? - powiedział tyran po czym uderzył mnie w policzek co sprawiło, że straciłem równowagę i upadłem na ziemię
- Nie mam już pieniędzy. - wybełkotałem
- To masz przynieść. Jutro widzę cię tu z podwójną sumką. - rzekł po czym odszedł do szkoły
Wyciągnęłem z kieszeni pełną paczkę papierosów, którą niedawno znalazłem na ulicy. Dzięki temu chociaż na chwilę mogłem oderwać się od brutalnej rzeczywistości. Zapaliłem jednego, a potem drugiego i trzeciego.
   Na lekcjach wyglądałem jak chodzący trup. Miałem podkrążone oczy, a moje włosy układały się na różne strony.
- Leondre, znasz odpowiedź na to pytanie? - nauczycielka zwróciła się do mnie jednak ja nie wiedziałem nawet jaki materiał bierzemy
- Nie, proszę pani.
Klasa zaczęła się śmiać, oprócz Jennifer siedzącej przede mną, która patrzyła się na mnie z współczuciem.
- Panie Devries, jest pan zagrożony z kilku przedmiotów. Na twoim miejscu wzięłabym się za naukę.
Nic nie odpowiedziałem. Nie robiłem notatek z lekcji, zadań domowych. Miałem inne problemy niż zagrożenia z przedmiotów. Miałem bardzo poważne problemy...

I mamy rozdzial 1 ^^ Wiem, narazie nie jest przyjemnie, ale po pewnym czasie ulegnie to zmianie ;)
PS W tym tygodniu rozpoczynam tydzień pełen nauki dlatego nie wiem kiedy pojawi się rozdział :( Postaram się oczywiście jak najszybciej. Wam również życzę powodzenia w nauce :)

* Przeczytałeś - proszę zostaw komentarz ;)